Lewica24 Lewica24
3317
BLOG

Czarnacka: Moczary dżenderyzmu

Lewica24 Lewica24 Polityka Obserwuj notkę 95

To raczej moczaryzm – zastanawiam się za Cezarym Michalskim – czy raczej culture wars? Fenomen „ideologii gender” nie jest ani nowy, ani nowatorski, to dobrze sprawdzony schemat, wypełniony za to oryginalną, dostosowaną do okoliczności treścią.

 

Z jednej strony, my, feministki, my, wykładowcy gender studies, zbieramy bęcki za pozorne lenistwo, a w rzeczywistości nadmierny krytycyzm, jeśli chodzi o możliwości przekładu słówka „gender”. W bardziej zlatynizowanych językach niż nasz zbiera te znaczenia, co i łaciński genus: rodzaj gramatyczny (w polszczyźnie mamy trzy: męski, żeński i nijaki), ale także jakąś dziwną, przyrodzoną – choć już nie wrodzoną – wspólnotę losów. Mówimy na to „płeć kulturowa”, „kulturowa płeć”, „płeć społeczno-kulturowa”, „społeczno-kulturowa tożsamość płciowa”. Coraz częściej zdarza mi się mówić o „funkcjonowaniu każdej z płci w społeczeństwie i kulturze”, bo właśnie to – z wykorzystaniem narzędzi rozmaitych dziedzin – badają te osławione gender studies, tak jak europeistyka bada różne wymiary życia w Europie.

 

W najnowszym filmie Romana Polańskiego Wenus w futrze – czyli niejaka Wanda okutana ohydnym, pomarańczowo-zielonkawym szaliku – bawi się odniesieniami do gender, po francusku genre. „By tak rzec”, „coś w tym rodzaju” (genre, ou quelque chose dans ce genre) – te sformułowania nie przez przypadek pojawiają się właśnie wtedy, kiedy bohaterowie filmu, reżyser i aktorka, lub jeśli spojrzeć inaczej – śmiertelnik próbujący sił jako macho i bogini, która mu tłumaczy, jaki to głupi pomysł – dochodzą do ściany, do kolejnej pseudosentymentalnej bzdury mającej zamaskować absurdalność zróżnicowania pozycji kobiety i mężczyzny w kulturze i społeczeństwie. Z tym trickiem zresztą także tłumaczenie poradziło sobie średnio.

 

Jeden Polak wyjeżdża, żeby kręcić filmy o tym, jak zrozumienie koncepcji gender – wydobywającej na jaw ukryte nierówności organizujące współżycie mężczyzn i kobiet oraz osób pomiędzy – wzbogaciło go i sprawiło, że stał się lepszym artystą. Inny Polak zostaje, i dowiaduje się, że w zasadzie gender to ideologia.

 

To zostawanie, które przecież od zawsze było dla nas problemem, bo emigrowali najlepsi, a tam, zagranicą, wreszcie „mieli jakieś możliwości”, cały ten nasz resentyment wobec ludzi, którzy „znają angielski”, a więc na starcie są w lepszej pozycji od tych, którzy posługują się tylko polskim – to przecież wszystko jest wpisane w „ideologię gender”. Cały ten późny moczaryzm, o którym pisze Cezary Michalski w tekście o „Plackarni”; cały ten resentyment z mojego własnego tekstu „Kto nas nauczył nienawidzić Polski?” - wróciły jak zgaga przy okazji ideologii gender, której zresztą nikt nie rozumie.

 

Rozpakowywanie paczuszki pod hasłem „ideologia gender” nie było łatwe. Moi konserwatywni rozmówcy, którym tłumaczyłam, czym są gender studies, kręcili ze smutkiem głowami, że jestem zakłamana i mam fałszywą świadomość, „bo tu chodzi o dzieci”, a potem przestawali się do mnie odzywać. Zrozumiałam z tego, że jednym z filarów ideologii gender jest znów gramatyka, a konkretnie: generowane przez polską gramatykę nieporozumienie.

 

Fundamentalne założenie gender studies, zdanie „dziecko uczy się płci” można przecież zinterpretować dwojako – podmiotowo, że dziecko stopniowo zdobywa wiedzę i zrozumienie tego, co to znaczy, ze jest dziewczynką lub chłopcem; albo bezpodmiotowo, transponując: „dziecko jest uczone płciowości”, gdzie socjologiczne „się” ma bardzo konkretną grupę odniesienia, czyli wściekłe feministki, które – logiczne – chcą wprowadzić treningi z masturbacji do przedszkoli. Dlatego właśnie to feministki, straumatyzowane sydromem postaborcyjnym, mszczą się na księżach, nasyłając na nich „lgnące”, rozbudzone seksualnie, agresywne dzieciaczki.

 

Ideologia gender w tym rozumieniu nie pozwala dzieciom dojrzewać spokojnie w radosnej i charakterystycznej dla dzieciństwa bezpłciowości, a potem w kompletnej nieświadomości wkroczyć w prawidłowo przebudzoną seksualność gdzieś w późnej nastoletniości, szybko spłodzić następne dziecko, zawrzeć związek małżeński i żyć, rozkoszując się słodką niewiedzą co do tego, „jak robią to inni”.

 

Pięknie to ujął ksiądz Robert Skrzypczak w „Rzeczypospolitej” z 30 listopada - 1 grudnia: „W społeczeństwie panseksualnym, pozbawionym zdziwień i tajemnic, dziejów duszy i wiary w niewinność... Społeczeństwo dzieciobójcze, naznaczone silnym syndromem postaborcyjnym zareagowało paniką i zgrozą wobec skrzywdzonego pedofilią dziecka...” Tak, tak, nie mylą się państwo: nie pierwszy to raz gender stało się okazją do wyznawania wszystkich swoich win w trybie „myśmy chcieli dobrze, a wy robicie z tego wynaturzenie i przestępstwo”. Nie muszę dodawać, że artykuł pod uroczym tytułem „Łzy podstarzałej Lolity” w istocie piętnuje... społeczne przyzwolenie, by ofiary pedofilów dochodziły sprawiedliwości.

 

Jednak w tym samym wydaniu dodatku „Plus Minus” zamieszczono też wywiad z profesorem Zbigniewem Lwem-Starowiczem. „Gender podoba się tylko elitom” - mówi pan profesor, mając na to niezłe argumenty, podobne do moich własnych; jednak to samo zdanie, wyrwane z kontekstu i wytłuszczone jako tytuł tekstu brzmi już po prostu groźnie. Bo nagle okazuje się, że „genderystki” to współczesne odpowiedniczki „wykształciuchów” z lat 2004-2005. Już wiadomo, kto jest odpowiedzialny za porażki – już nie transformacji, a okresu post-transformacyjnego.

 

 

„Genderystki” się burzą, że okołokościelne instytucje inkasują dotacje bez żadnych względów na komponent wyrównywania statusu płci? Świetnie, tym lepiej. Zaplanowane na 2014 rok europejskie audyty wykonania zadań z funduszy spójności wykażą nieprawidłowości sporo (zapewne zresztą wcale nie koncentrując się na komponencie równości płci), na szczęście wina została już z góry przypisana – eurosodoma z genderem nie pozwoliły wywiązać się z inwestycji unijnych w sposób właściwy i bezproblemowy. Wykształciuchy sięgnęły po gender, żeby znów szkodzić Polsce...

 

Właściwie to świetna sprawa, ta ideologia gender. Tyle spraw „załatwia” za jednym zamachem. I pedofilię, i przemoc w rodzinie, i neoliberalną alienację... Ta ostatnia ma być rzekomo konsekwencją unifikującego „równouprawnienia”. „Przez to równouprawnienie wszyscy mamy być chyba tacy sami?” - dziwią się niewinnie redaktorki „Frondy”, krytykując dżender w radiowych audycjach publicystycznych. Tak jakby brak równego dostępu do praw, usług publicznych, ochrony przed przemocą i zawodowego oraz politycznego awansu był najlepszą gwarancją, że nasze, polskie, społeczeństwo stanie się twórczo różnorodne i zespojone więziami o mocy betonu i elastyczności katguta.

 

Przy okazji: równouprawnienie wiązało się z ujednoliceniem tylko w jednym historycznym okresie, początków społeczeństw demokratycznych w dziewiętnastym wieku, kiedy realnie zniesiono przywileje i zakazy regulujące ubieranie się przedstawicieli różnych społecznych stanów. Polska prawica, w większości zapewne kultywująca genealogię szlachecką, najwyraźniej do dziś nie może tego przełknąć.

 

Ciekawe, że gender jako kategoria analizy społecznej ma dziś równie pod górkę, jak inna kategoria, ukształtowana jako teoretyczne narzędzie sto kilkadziesiąt lat temu przez niejakiego Karola Marksa. Gender niszczy dziś rodzinę tak samo, jak kiedyś – a może i dzisiaj – klasa niszczyła społeczeństwo, lub wręcz, Boże, chroń, Naród.

 

To znaczy, nie gender niszczy rodzinę, tylko niewypowiedziana niesprawiedliwość, którą dopiero kategoria gender wydobywa na jaw i pozwala naprawić. Ale to już nas nie obchodzi, bo proces naprawiania tej struktury krzywdy byłby trudny, więc łatwiej zamieść wszystko pod dywan.

 

Dżenderystki i innych wykształciuchów zapewne będzie trzeba wyrzucić. Chyba że zmęczone i zmęczeni, bez prawa pracy dla dobra społeczeństwa, które rzekomo niszczą, zdecydują się wyjechać. W końcu znają języki, poradzą sobie.

 

Wszystko wedle najlepszych historycznych wzorców.

 

 

Agata Czarnacka

 

 

ks. Robert Skrzypczak, Łzy podstarzałej Lolity,http://www.rp.pl/artykul/1068813,1068924-Lzy-podstarzalej-Lolity.html

 

Gender podoba się tylko elitom, http://www.rp.pl/artykul/1068813,1068923-Gender--podoba-sie-tylko--elitom.html

 

Cezary Michalski, Plackarnia bez śladu nirwany,http://www.krytykapolityczna.pl/en/node/21031

 

Czarnacka: Kto nas nauczył nienawidzić Polski?, http://lewica24.pl/ludzie-i-polityka/czarnacka/2825-czarnacka-kto-nas-nauczyl-nienawidzic-polske.html

Lewica24
O mnie Lewica24

Chcemy odnowy języka, końca symbolicznej dominacji prawicy, neoliberałów i technokratów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka